tsunami
tak, to niewątpliwie było tsunami. Dopiero dziś otrząsęłam się z szoku i dlatego też dopiero dzisiaj o tym piszę. To, co przeżyliśmy jest nie do opisania, więc wybaczcie Drodzy Czytelnicy jarmarkowego bloga, ale nie napiszę nic o tym koszmarnym wieczorze i nocy. No bo sami powiedzcie, jak można opisać to, że akurat w momencie gdy prawie wszyscy byli na Mszy, wiatr postanowił zrobic z naszych namiotów żagle. A chwilę potem niebo miało awarię hydrauliczną i deszcz, który akurat miał zostać rozprowadzony nad lądem na całej kuli ziemskiej spadł na ulicę Freta. A my przerażeni i rozbawieni ratowaliśmy nasze stoiska.
Ula i Toczar wylewają wodę z kałuży na dachu:)
no i suszymy się po burzy:
Bilans tsunami:
.
1. Namioty całe; wszystkie części zmiksowane - jakby rozłożyć BMW, Toyotę i Audi na części i wrzucić do jednego worka.
.
2. Ciasta całe (wszystkie zmiksowane w jednej torbie - ku rozpaczy Almy i Natalii)
3. Ceramika cała
4. Pudło książek - do przeceny; to te, które wyławialiśmy z kałuż
3. Ceramika cała
4. Pudło książek - do przeceny; to te, które wyławialiśmy z kałuż
.
5. Szymon ranny w głowę
.
6. Samochody Toczara, Szymona i klasztoru podtopione
Tu warto wspomnieć, ze mimo grozy nie straciliśmy dobrego humoru. Na dowód prezentuję listę przebojów, które usłyszałam podczas akcji ratunkowej:
1. "...I'm singing in the rain.." czyli "Deszczowa Piosenka" w wykonaniu Konrada
2. "10 w skali Beauforta" w interpretacji naszego zaprzyjaźnionego bezdomnego zwanego Rokendrolem
\
No i fotoreportaż krajobrazu przed i po burzy :
.
Ula i Toczar wylewają wodę z kałuży na dachu:)
no i suszymy się po burzy:
torby ekologiczne. przynajmniej mamy pewność, że farba nie spływa :)
Komentarze
W sprawie tsunamiowego komentarza - wiedzialam, ze tak bedzie. Przeciez jeszcze sie nie zdarzylo, zeby Mazi (Żan tu byla na 100% niewinna) mogla zorganizowac cos, co byloby normalne i toczylo sie wedlug spokojnego rytmu. MUSIALO, potwarzam - MUSIALO wydarzyc sie cos extra, nieprzewidywalnego, z czego pamietac bedziemy dluuuugoooo ten jarmark. I o to chodzi. Juz widze te wspomnienia nocnych godzin spedzonych w DA, aby ratowac rzeczy po ulewie, ktore snuc bedziemy nad porannym sniadaniem po mszy św. o 7:00. Jak nic dzieki wytrwalosci "powodzian" na stole bedzie stac ketchup, herbata i dzemy. Warto bylo, oj warto :)
A co do dowodów, to na powyższych zdjęciach można odnaleźć pepe pochylającego się nad ceramiką oraz między rurkami namiotowymi. Czyżby posiadał dar bilokacji?